Tego się nie spodziewałem po wczorajszym WWDC. Mimo świetnych nowości jak chociażby MacBook Pro next generation, czy dopracowanie OSX/iOS po cichu Apple wprowadził nowy model domowych routerów Airport Express.
Airport Express był kultowym routerem, ale niestety – wszystko co było niezwykłego w ekspresach zostało zabrane. Najważniejszą zaletą poprzedniego modelu (MB321) był fakt, że router nie potrzebował kabli zasilających, a wpinało się go bezpośrednio do gniazdka zasilającego (wyglądem przypominał ładowarkę do MacBooków).
Dzięki temu sporo osób traktowało Airport Express jako mobilny router i zabierało go na wyjazdy służbowe czy wakacyjne, aby móc tworzyć własną sieć Wi-Fi. Była to mała kosteczka, w której trudno było coś zepsuć…
Wczoraj wprowadzono nowym model (MC414) i cały czar prysł. Airport Express został upodobniony do większego brata – Extreme (router z funkcją switcha), czy Apple Mini, Apple TV (tylko, że białe) lub Time Capsule.
Trzeba dla niego wygospodarować dodatkowe miejsce na biurku lub w szafie. Zupełnie tego nie rozumiem, przez popsucie wizji zyskano… 1 port LAN – niby po, co? Przecież z poszczególnych urządzeń Apple pozbywa się gniazd Ethernet, a tutaj powrót do… przeszłości.