W przeciągu ostatniego roku mentalnie robiłem kilka podejść do Starlinka.
Głównie z myślą o zapasowym łączu (obecnie jako zapas mam modem GSM), ale również z myślą o podróżach – wbrew powszechnej opinii jest bardzo małe pokrycie GSM w Polsce czy Europie. Wystarczy odjechać gdzieś od głównych miast, nie mówiąc o lesie czy górach (pozdro Bieszczady) i zaczynają się problemy.
Szczególnie przekonującą ofertą jest Starlink RV – płacimy za miesiące, w których rzeczywiście korzystamy z usługi oraz możemy korzystać w każdym miejscu, gdzie jest pokrycie statelitami (spora część Europy).
Opłaty
Bez znaczenia jaką oferte wybierzemy to na start musimy zapłacić obecnie 2200 zł za sprzęt, tzw. starter kit (początkowo 2960 zł, później 2300 zł).
Natomiast opłaty miesięczne dość często ulegają zmianom:
Opcja | do 23.08 | od 24.08 | od 19.11 |
Residental (mieszkaniowy) | 449 zł | 230 zł | 335 zł |
RV (kamper) | ~ 585 zł | 285 zł | 430 zł |
Nie są to wysokie kwoty – zgadzam się, szczególnie w miejscach gdzie nie mamy dostępu do stałego Internetu, lub gdzie nawet GSM nie daje rady. Trzeba pamiętać, że obecnie Starlink udostępnia nam wyłącznie WiFi, jeśli potrzebujemy dostępu po ethernet, musimy dokupić odpowiedni adapter.
Zasada działania – kiedyś
Internet z satelity – brzmi dobrze. Pamiętam late 90-te, gdzie w pewnym sensie taka technologia już istniała.
W Polsce w 1996 roku Telekomunikacja Polska udostępniła ogólnopolski numer 0-20-21-22, aby móc wdzwonić się do darmowego Internetu (płaciło się tylko za czas połączenia).
Wystarczyło posiadać modem 33.6k lub 56k oraz telefon stacjonarny. A także zasobny portfel – cena impulsu wynosiła 29 groszy, naliczana co 3 minuty. Plik MP3 potrafił pobierać się 10-15 minut w szczycie.
To były również czasy telewizji satelitarnej, która „dostarczała” mnóstwo kanałów telewizyjnych przez całą dobę (alternatywą była telewizja naziemna z kilkoma kanałami).
Szybko powstały firmy, które dostarczały „Internet z satelity”, ale antena satelitarna służyła wyłącznie jako kanał zwrotny. Poprzez modem (upload) zlecało sie niejako dane, których potrzebujemy, a odbiór był przez satelitę (download).
Później nastał w Polsce czas SDI (Szybki Dostęp do Internetu) i Neostrady (łącze stałe) i zapomnianano o modemach i satelitach na szeroką skalę.
Obecnie nadal istnieją usługi Internetu satelitarnego i to dwukierunkowego (np. Tooway do 50 Mb/s w cenie 139,99 zł/m-c), ale jakość połączenia często zależna jest od pogody i innych warunków.
Zasada działania – dziś
Ale są miejsca na Ziemi, nawet w rozległych Stanach gdzie trudno szukać powszechnego dostępu do Internetu – brak stacji przekaźnikowych GSM lub w ogóle miast, w których mamy okablowanie w każdym kwartale.
Tą sytuację między innymi wykorzystuje firma Starlink, która skonstruowała cały nowy system – anteny naziemne, małe satelity, i stacje naziemne.
W tej chwili działa niespełna 3000 satelit na orbitach operacyjnych (~550km, 1⁄30 orbity geostacjonarnej, dzięki temu opóźnienia są na poziomie 25-35ms), ale liczba działających satelit jest zmienna (uszkodzenia, usterki, w ich miejsce wysyłane są nowe itp). Jest jeszcze orbita parkingowa (~380km), na której satelity są bardziej widoczne dla nas, ale nie biorą udziału w komunikacji do momentu zmiany orbity.
Ogólny problemem, który już się pojawił to „zaśmiecanie nieba”, co utrudnia na przykład obserwacje astronomiczne, jak również zmusza misje kosmiszne do dodatkowych obliczeń specjalnych trajektorii omijających Starlinki.
Pokrycie i aktualne położenie satelit Starlink mozna obserwować na stronie Starlink.sx.
Wąskie gardło
Wąskim gardłem całego systemu są stacje naziemne (Ground Station), które służą za huby do przekazywania ruchu internetowego pomiędzy klientem, a satelitą do docelowego miejsca Internetu, z którego chcemy skorzystać.
Po obniżeniu cen w sierpniu 2022 roku przepustowość sieci znacznie spadła, szczególnie w USA. Wcześniej przy małej ilości użytkowników prędkości pobierania dochodziły nawet do 150-250Mbps, w tegoroczne wakacje niektórzy klienci zgłaszali, że maksymalna przepustowość momentami jest rzędu 10Mbps.
Obniżenie przepustowości połączeń potwierdzają m.in. badania Ookla:
Starlink’s median download speeds in the US dropped from 90.6Mbps to 62.5Mbps between the first and second quarters of 2022, according to Ookla speed tests. Starlink’s median upload speeds in the US dropped from 9.3Mbps to 7.2Mbps in the same timeframe.
Za ArsTechnica. Oczywiście są to średnie dane.
Dla Europy jakość połączeń i szybkość jest bardzo dobra, ale wynika to głównie z powodu małej ilości użytkowników, a jednocześnie dużej ilości stacji naziemnych. W zasięgu Polski są 4 naziemne stacje:
- Wola Krobowska, Polska
- Kaunas, Litwa
- Aerzen, Niemcy
- Frankurt, Niemcy (tak naprawdę 4 stacje)
Wraz ze wzrostem ilości użytkowników, przesyłanych danych stacje naziemne mają problem z przepustowością danych.
W innej sytuacji są operatorzy naziemni (firmy komórkowe, kablówki, ISP), którzy realizują usługi na klasycznej sieci szkieletowej. Nawet gdy pojawiają się problemy z zapychaniem łącz, mają większe możliwości zwiększenia przepustowości.
Ogólnie sytuacja dotycząca Starlink zmienia się bardzo szybko. W zeszłym tygodniu firma ogłosiła, że odchodzi od nielimitowanego transferu dla klientów w USA i Kanadzie – coś co wyróżniało Starlink w USA w stosunku do tradycyjnej konkurencji internetu satelitarnego (np. HughesNet i Viasat).
I od 1 grudnia Starlink wprowadza limit danych na poziomie 1TB, powyżej którego nasz ruch straci priorytet (ruch pomiędzy 23:00 a 7:00 nie będzie wliczany do limitu, trochę jak 0202122 kiedyś).
Nie odradzam Starlinka, ale należy pamiętać, że poza wachaniem cen, przed nami również wachania przepustowości, wydajności itp. Dlatego ja nie skorzystam.